Manzanillo - Clipperton - Galapagos
 

 

Literka T przy dniu znaczy relacje Tomka

Literka B i pochylony tekst - Beaty 


T .10,11 maja

Zaczęło się super żeglowanie, wyszliśmy nareszcie z bezwietrza przy Galapagos, mamy stały wschodni wiatr, Luka pochyliła się lekko, woda radosnym szemraniem opływa burty, płyniemy w stronę Wyspy Wielkanocnej.
Jacht zapakowany jest świeżym jedzeniem więc pełna rozpusta... Beata ugotowała młodą kapustę z żeberkami, była pyszna, wchłonąłem wielką porcje, a potem dojadłem resztę na nocnej wachcie.
Wieczorem minęliśmy nieduży katamaran. Krzyknąłem do nich przez radio, odezwała się  sympatyczna kobieta, wymieniliśmy typowe: skąd, dokąd, ile załogi...
Moja rozmówczyni pochodziła z Brazylii i wraz z mężem i 3 letnim dzieckiem żeglują w stronę Polinezji Francuskiej. Stopy wody i samych pomyślnych wiatrów.

 


T .9 maja

Jak to dobrze znowu być na oceanie...
Wyspy Galapagos znikają powoli za horyzontem, jeszcze mijamy rybaków łowiących blisko wyspy Santa Cruz.. Strefa ochronna parku, której podlegają wszystkie wyspy archipelagu Galapagos, wynosi 40mil, ale wydaje się że to prawo nie dotyczy ludzi zamieszkałych na wyspie...
Przed nami Wyspa Wielkanocna, teoretycznie można by na nią płynąc z Galapagos prostą linią, ale w połowie drogi natrafilibyśmy na ośrodek niskiego ciśnienia, który o tej porze roku mieszka tam na stałe i przesuwa się tylko nieznacznie, kurczy się i powiększa, a wiatr wokół niego słabnie i kręci się jak karuzela. Istnieje duża szansa że utknęlibyśmy w tym obszarze słabych, zmiennych wiatrów więc najpierw odejdziemy trochę na południowy zachód.


T .8 maja

Dziś wypływamy, ostatnie zakupy i wielka kiść zielonych bananów, trzeba było wynająć taksówkę, by zawieźć ją do portu, ważyła ze 35 kg...


T .7 maja

Wojna domowa zakończona.

 


T .6 maja

Wojna domowa ...

 


T .5 maja

Beata zrobiła album ze zdjęciami z Clipperton zatytułowany  „Ptaki”, a także dwa inne i dziś połowę dnia wkładała je na net, połączenia internetowe na Santa Cruz są bardzo wolne... Wyspę Clipperton rzadko odwiedzają ludzie i ptaki nie mają tam naturalnych wrogów, w związku z tym prawie nie zwracały na nas uwagi i choć zdjęcia były robione zwykłym, kieszonkowym aparatem, niektóre wyszły zupełnie nieźle...


Link do albumów:


T .4 maja

Luka gotowa jest do drogi, wymieniliśmy genuę na inną, trochę mniejszą, ta której używaliśmy do tej pory potrzebuje „lekarza”. Jakiś czas temu robiłem kolejny tego dnia zwrot, nie chciało mi się zwijać genuy i po zwrocie znowu rozwijać, więc pozwoliłem by wiatr przecisnął ją między sztagami, akurat wtedy mocniej przywiało, i zanim wybrałem długiego szota, szkwał wytrzepał ją solidnie, porozpruwał i wystrzępił osłonę żagla. Osłoną jest naszyty na zewnętrznych likach (dolnej i zewnętrznej krawędzi żagla) 30 centymetrowy pas materiału, odpornego na promieniowanie ultrafioletu, które z czasem osłabia dakron i „wypruwa szwy”... Sunbrella osłania żagiel gdy nie jest używany i zwinięty jest na rollerze. Po tym małym sztormie spod czarnej chmury, porwane kawałki sunbrelli fruwały na wietrze jak małe latawce i groziły rozdarciem samego żagla.
Naładowaliśmy opróżnioną w drodze butle z gazem – płyniemy na Horn, a tam zimno jest nawet latem, my opłyniemy Pana Horna (jeśli na to pozwoli) mroźną zimą...
Kupiliśmy 300 jajek, ciekawe jak długo zachowają świeżość... Jeszcze ostatnie zakupy, trochę warzyw i świeżego mięsa, a potem jeśli coś zacznie dmuchać, w drogę.

 

 


T .3 maja

W czwartek, jeśli pojawi się jakiś wiatr - ruszamy , nie ma tu już nic więcej do oglądania, ta myśl powoduje że od razu czuje się lepiej... Ropy mamy znowu pod korek, a to jeszcze jeden powód do zadowolenia, zawsze odczuwałem przyjemność, gdy zbiornik w moim samochodzie był pełen paliwa, a zaokrąglony gotówką portfel przyjemnie wypychał kieszeń...
Właściwie wystarczyłyby trzy dni na zwiedzenie Galapagos, z mojego punktu widzenia wyspy są do siebie podobne i nie ma na nich nic wyjątkowego, może poza wyrośniętymi żółwiami na Santa Cruz, na innych wyspach archipelagu żółwie są mniejsze.
Czarnymi jaszczurami mógłby zachwycić się tylko zadeklarowany zoolog. Moim zdaniem to strasznie brzydkie stworzenia, do tego nieustannie zasmarkane, co chwile wypluwają nosem ślinę, pozbywając się razem z nią nadmiaru soli z organizmu, jakby stworzone były do życia trochę niedoskonale...
Poza tym Galapagos jest drogie, wszystko obliczone jest tu na wyciskanie pieniędzy z turystów. Turysta odwiedzający wyspę samolotem, już na wstępie, (poza opłatami emigracyjnymi) płaci $100 wjazdowego do Parku Narodowego którym są wyspy archipelagu Galapagos.
Opłata za wejście na Galapagos jachtem wielkości Luki to $480. Nie wolno używać własnej motorówki, nie wolno łowić ryb, nie wolno nurkować, nie wolno popłynąć własnym jachtem na inną wyspę.
Można dobić tylko do jednego, wcześniej wybranego portu i zostać w nim na kotwicy do 20 dni.
W zamian za to wszędzie zachęca się do wynajmowania lokalnych przewoźników i odwiedzania na ich pokładzie „cudownych” wysp archipelagu i do zobaczenia najpiękniejszych na świecie zachodów słońca (słyszałem tą śpiewkę już wiele razy...). Oczywiście wynajęcie miejsca na którymś promie kosztuje od $120 /dzień w górę, zależy jaka jednostka i na jak długo. Dwa tygodnie na dużym pasażerskim promie może kosztować $15 tyś. Wszystko tutaj z założenia powinno wysysać pieniądze z turystów, i by ten proces jeszcze usprawnić, obiegową walutą na Galapagos są dolary amerykańskie...
Jedyną miłą rzeczą jaką zapamiętam z Galapagos to zapach wyspy Santa Cruz; jak egzotyczne indyjskie korzenie, przesiąknięte zapachem czystego morza.

 


T .2 maja


Beata wyciągnęła mnie dziś na wycieczkę rowerową, zupełnie nie miałem na nią ochoty, zwłaszcza że miała być długa. Od jakiegoś czasu czuje się bez energii, puchną mi kostki i bolą mnie kolana i wszystkie stawy, gdy staje rano na podłodze mam wrażenie że w nocy ktoś mi połamał kostki... Przed wynajęciem rowerów weszliśmy do szpitala, bardziej na migi niż słownie wytłumaczyłem lekarzowi moje bóle i dostałem skierowanie na badanie krwi i moczu. Po drugiej stronie ulicy sympatyczny laborant pobrał moje „płyny” i po dwudziestu minutach wróciłem do lekarza z wynikami. Okazało się (tak jak oboje z Beatą zrozumieliśmy) że winny jest temu upał i że wypociłem sole mineralne z organizmu. Dostałem tabletki na zlikwidowanie opuchlizny i końską dawkę witamin z minerałami, wieczorem ból w stawach zniknął, a kostki wyglądają już prawie normalnie...

Po wizycie u lekarza wynajęliśmy rowery, a potem taksówka wwiozła nas prawie na sam szczyt wyspy. Atrakcją na szczycie miały być kratery Hemelos (bliźniaki) ale zobaczyliśmy tylko dwie duże dziury w ziemi, nie zapierały dechu w piersiach... Po drodze stanęliśmy przy tunelu który wyżłobiła lawa w okresie formowania się wyspy.
W sumie przejechaliśmy rowerami 22 kilometry, ale prawie całą drogę jechaliśmy z góry, i czasami trzeba było nieźle hamować, górskie rowery nie są zbudowane do tak szybkiej jazdy. Beata była bardzo ostrożna, nie rozpędzała się za mocno, zwłaszcza że na poboczu pełno było grubego wulkanicznego piasku, który powodował że koła roweru mogły dość łatwo się na nich poślizgnąć...
Roślinność na górze bardzo różniła się od tej z „dołu” wyspy, nie było już kaktusów ale zielone, wysokie trawy, bajecznie kolorowe kwiaty na drzewach i krzewach, drzewa owocowe, plantacje bananów... klimat był tam o wiele przyjemniejszy, chłodny i bardziej suchy.
W połowie drogi stanęliśmy w przydrożnym wiejskim barze na pieczoną wieprzowinę i zimne piwo.
Późnym popołudniem byliśmy z powrotem nad morzem, wieczorem zobaczyliśmy dziwne zbiegowisko wokół szpitala. Ludzie wspinali się i zaglądali przez okna, wejście otaczał tłum... około 150 osób... Okazało się że kilka godzin za nami zjeżdżało z góry dwoje amerykańskich turystów, zjeżdżali zbyt szybko, nie wyrobili na krętej serpentynie i zderzyli się z nadjeżdżającym z naprzeciwka samochodem. Oboje zmarli w drodze do szpitala. Pokój ich duszy...

krater Hemelos  lava tunnel 

 zjazd z góry   pieczona wieprzowina


T .1 maja


Mieliśmy dziś w planie długą wycieczkę rowerami po wyspie, ale zrobiło się zbyt gorąco, wybraliśmy się więc jeszcze raz odwiedzić żółwie. Żółwie jak zwykle nie zwracały na nas uwagi, ale gdy Beata spróbowała pogłaskać jednego po głowie, żółw poruszył się i powoli jak w zwolnionym filmie wyprostował długą szyje, spojrzał na nią zamglonymi, malutkimi oczami i wyraźnie czekał na więcej. Nie było wątpliwości że drapanie po szyi sprawia mu przyjemność. Spróbowałem pogłaskać żółwia obok i ten zachował się identycznie... Zastanawiałem się czy to nie jest czasem kolejny dowód na teorie przystosowywania się gatunków...
Żółwie mają po 200 lat ale to i tak stanowczo zbyt krótko by wykształciły nową umiejętność, zwłaszcza że w ich świecie czas płynie zdecydowanie wolniej, wolno się poruszają, wolno jedzą, a walka żółwi, którą widzieliśmy na filmie wideo jest śmieszna i groteskowa, przypomina zwolniony trzykrotnie film. Po paru ciosach w zwolnionym tempie, żółwie odpoczywają parę minut i... zaczynają walkę na nowo... by po chwili znów odpocząć... Młode żółwie gdy już się powoli wyklują, wspinają się miesiąc po ścianach gniazda, by się z niego wydostać.
Spotkaliśmy po drodze przewodnika i zapytałem go o te wyciągnięte żółwie szyje, okazało się że żółwie mają bardzo słaby wzrok i skojarzyły nas z małymi ptaszkami (w sumie łatwo było nas pomylić...) które w ramach symbiozy wydziobują z ich skóry insekty i na każdy dotyk w okolicy głowy, żółwie ochoczo, choć bardzo wolno, wyciągają swoje długie szyje.
Przy okazji dowiedzieliśmy się, że odwrócony na plecy żółw może przetrwać bez wody i pożywienia nawet rok i to jeszcze bardziej tłumaczy dlaczego były tak atrakcyjnym zapasam świeżego mięsa na starych żaglowcach...

Wieczorem poszliśmy na flaki i pierogi, flaki nie były dokładnie jak te w Polsce, właściwie zupełnie takie nie były.
Flaki a'la Galapagos to po prostu jelita wieprzowe pieczone na grillu. Beata nałogowo próbuje wszystkich lokalnych potraw, więc najpierw wzięliśmy porcje dla niej, stwierdziła że są niezłe, więc i ja ich spróbowałem, potem zamówiłem sobie jeszcze dwie porcje. Na koniec dobiłem się dwoma wielkimi pierogami z mielonym mięsem, smażonymi na oleju i napojem przypominającym zupę mleczną z ryżem, zaprawioną cynamonem. Mam nadzieje że dzisiejsza kolacja nie skończy się wybuchową sraczką...

 

pierogi  flaki